sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział 2

 Na początku praca sprawiała mi niemałą przyjemność, nie licząc obowiązkowych spotkań z Zayn’em. Potem rozpoczęła się monotonna katorga. Wszystkie wykonywane przeze mnie czynności robiłam automatycznie. Po powrocie do domu ogarniało mnie zmęczenie, a jedyne, na co miałam ochotę to rzucić się w objęcia Morfeusza. Nie nadawałam się dosłownie do niczego. Rosie kilkakrotnie próbowała wyrwać mnie na jakiś wypad ze znajomymi- bezskutecznie. W końcu odpuściła, na, co odetchnęłam z ulgą. Mimo, że ani razu nie miałam najmniejszej ochoty na jakiś wypad do kina i tym podobnych za każdym razem, kiedy jej odmawiałam czułam się źle.
 Bałam się, że w końcu tak oddalę się od niej, że w końcu zostawi mnie jak zepsutą, szmacianą lalkę. Jestem pewna, że mimo wszystko zrozumiałabym jej wybór, ale naprawdę nie chciałam tego. Zawsze, gdy w mojej głowie pojawiały się myśli o tym, że jestem okropną przyjaciółką w stosunku do Rosie ona wysyłała mi wyraźne znaki, że to tylko moja wyobraźnia, a ona ani trochę tak nie uważa. Często dostawałam od niej śmieszne zdjęcia ze spotkań ze znajomymi, wraz z podpisem: „Szkoda, że cię tu nie ma”, dzwoniła i kilka razy, kiedy za sprawą zbawczej kofeiny nadawałam się, choć w małym stopniu do rozmowy odwiedzała mnie.
 Wracając do pracy… Mimo, że popadłam dzięki niej w okropną monotonię nie zrezygnowałabym z niej z dwóch powodów. Po pierwsze i najważniejsze- zarobek, dobrze wiedziałam, że nie mogę żyć cały czas na utrzymaniu rodziny i choć zapewniano mnie kilkakrotnie, że pomaganie mi wyjść z zadłużeń, w jakie nierzadko zdarzało mi się wpadać, to nie problem ja wolałam wybrać bardziej samodzielną drogę.
 Drugim powodem była Violet- najbardziej urocza i przemiła osoba, jaką udało mi się spotkać w całym moim życiu. Blondynka o iście dziecięcych rysach miała zaledwie dziewiętnaście lat i mimo tak młodego wieku podjęła się stażu u swojego dalekiego wujka wyjeżdżając z rodzinnego miasta. Wszystko przez jej ogromne marzenie- pragnęła, bowiem założyć własną fundację charytatywną. Wiedziała, że tylko szczebel po szczebelku uda jej się dojść na szczyt drabiny, jaką była realizacja celu. I mimo łagodnego usposobienia Violet stąpała twardo po ziemi. Przez te wszystkie cechy czyniące dziewczynę wyjątkową udało mi się z nią bez wątpienia zakolegować.
 Pozostała mi do omówienia jedna kwestia, a mianowicie tajemniczy chłopak- tak zwykle nazywałam osobnika płci męskiej o wyjątkowych szaroniebieskich oczach, wyraźnych kościach policzkowych i jasnobrązowej czuprynie.
 Miał w zwyczaju przemykanie przez korytarz i za każdym razem, gdy nasze spojrzenia się spotykały sprawiał, że przez moje ciało przechodził nieprzyjemny dreszcz. Czasami widywałam go siedzącego na jakimś fotelu czytającego książkę lub po prostu tępym wzrokiem wpatrującego się w ścianę. Byłam pewna, że tu nie pracował. W takim razie, co tu robił? Tego chciałam się dowiedzieć, lecz nikt nie był skory udzielić mi informacji na ten temat, a ja bałam się spytać.
*
 Porządkowanie dokumentów należało do jednych z najmniej lubianych przeze mnie czynności, niestety należało również do moich najważniejszych obowiązków. Z grymasem na twarzy przyjęłam stos kartek rzuconych niedbale na moje biurko.
 Papierzyska z niemałym hałasem rozsypały się na moim i tak zabałaganionym miejscem pracy przewracając przy okazji kilka przedmiotów, jednym z nich było czarne pióro toczące się po biurku i po chwili spadającena ziemię. Z westchnieniem pochyliłam się i zaczęłam po omacku szukać go pod stołem.
-Charlotte?- na dźwięk swojego imienia podniosłam automatycznie głowę, czego po chwili pożałowałam.
-Auć.- syknęłam łapiąc się za głowę, jakimś cudem wygramoliłam się spod biurka i usiadłam na obrotowym fotelu jak, gdyby nigdy nic.
 Przede mną stał Zayn trzymając w dłoni plik dokumentów, na jego twarzy widniał parszywy uśmieszek. Posłałam mu niezbyt uprzejme spojrzenie.
-Nie płacę ci za chowaniem się pod biurkiem.-odparł, a ja poczułam jak wszystko we mnie zaczyna wrzeć. Nie wiedząc, czemu, każde słowo, każdy ruch, jaki wykonywał przy mnie Zayn Malik sprawiały, że czułam się, jakbym płonęła żywcem.
-Jeżeli dobrze się orientuję to ty mi w ogóle nie płacisz.- odpowiedziałam na jego zaczepkę. Starałam się, aby mój głos brzmiał jak najbardziej formalnie i beznamiętnie.
-Ale jednym słowem mogę sprawić, że wylecisz stąd na zbity pysk.- syknął przez zaciśnięte zęby,. Na moment ukazała się jego prawdziwa natura. Od chytrego drania do potwora bez serca.
-W, czym mogę pomóc?- spytałam przesłodzonym głosem nijak niepasującym do grymasu na mojej twarzy.
-Skopiuj mi to.- rzucił mi na biurko kolejny plik dokumentów. Miałam ochotę coś mu powiedzieć, ale w porę ugryzłam się w język.
 Złapałam w dłonie papiery i udałam się w stronę drukarki, po chwili biorąc się za kopiowanie zwojów makulatury. Wydawało mi się, że jestem na tyle wiarygodna w totalnym skupianiu się na wykonywaniu tej czynności, że Zayn odpuścił sobie zaczepki skierowanej do mnie. Myliłam się.
-Jak na zołzę masz całkiem niezły tyłek.- odparł, jakby od niechcenia. Wykrzywiłam twarz w grymasie, oraz zacisnęłam ręce na mankietach mojej białej koszuli.
 A ty jak na idiotę odzywasz się stanowczo za często.- pomyślałam, ale nie wypowiedziałam tego na głos.
 Rzuciłam mężczyźnie kartki i sama przystąpiłam do żmudnej i nurzącej pracy, jaką była segregacja pism biurowych.
*
 Wciągnęłam na siebie czarny płaszcz, na szyi zawiązałam czerwony, długi szalik. Po kilku godzinach pracy mogłam w końcu wrócić do domu. Dzisiejszy dzień był wyjątkowy z tego względu, że pierwszy raz mogłam opuścić swoje stanowisko szybciej, niż pozwalał mi na to mój rozkład pracy. Zwykle zostawałam po godzinach.
 Ze względu na szybsze opuszczenie budynku fundacji, oraz posiadania przeze mnie wyjątkowo dobrego humoru postanowiłam spotkać się z Rosie.
 Jakież było jej zdziwienie, gdy to ja zadzwoniłam do niej z propozycją wspólnego wyjścia. Był piątek, a jutro nie pracowałam, więc uznałam, że bezsensu byłoby się ograniczać do zwykłego wyjścia na kawę. Zgodnie stwierdziłyśmy, że wieczorem wyskoczymy do jakiegoś baru zabierając ze sobą najbliższych znajomych.
Tego dnia przepełniała mnie niesamowicie dobra energia. Można powiedzieć, że dosłownie tryskałam nią na prawo i lewo wprawiając innych w dobre samopoczucie.
 Wychodząc z gmachu organizacji charytatywnej pożegnałam się radosnym głosem z Violet siedzącą jak zwykle za ogromnym biurkiem w recepcji.
 I wtedy zauważyłam go. Szedł niczym duch pośród innych postaci przechadzając się swobodnym krokiem wśród przechodniów. W dłoni trzymał do połowy wypalonego papierosa, którego co chwilę podnosił do ust w celu zaciągnięcia się nikotynowym dymem. Na głowę zarzucił kaptur ciemnej bluzy. Jego twarz nie wyrażała emocji.
*
 Weszłyśmy do małego, prawdopodobnie niezbyt znanego baru. W pomieszczeniu znajdowało się tylko kilku mężczyzn popijających piwo. Pięknie, na to liczyłyśmy.
 Niestety z naszej małej grupki udało nam się tylko wyciągnąć kilku znajomych, do których zaliczał się Niall. Należało mu się szczególne wyróżnienie spośród reszty przyjaciół, ponieważ był jedyną osobą łączącą mnie z rodzinnym miastem.
 Wychowaliśmy się razem, choć może powinnam użyć innego słowa. Będąc dziećmi spędzaliśmy razem, każdą chwilę. Można powiedzieć, że nie mieliśmy wyboru. Nasze rodziny przyjaźniły się i często organizowały jakieś wspólne spotkania, więc mimo początkowej niechęci w końcu doszliśmy do porozumienia, dzięki czemu nasza znajomość, która przez długi okres polegała na wzajemnym znoszeniu się w końcu wkroczyła na etap przyjaźni.
 Kiedy wyjechałam kontakt się urwał przerywając cienką nić zwaną porozumieniem. Nie kłóciliśmy się, my w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy. Mimo, że z tego powodu czułam niemiłe ukłucia w okolicy serca starałam się ignorować. Dlaczego? Chciałam zerwać kontakt z każdą namiastką mojego przeszłego życia, do której zaliczał się oczywiście także Niall.
 Dzień, w którym odzyskałam przyjaciela nie wydawał się być czymś szczególnym. Wracałam z zakupów, gdy wpadłam na niego na ulicy- tak, po prostu. Na początku było nam trudno się otworzyć po tylu latach rozłąki, ale wkrótce Niall stał się znowu Niallem i wszystko wróciło do względnej normy.
 W tej chwili wraz z Rosie i Niallem siadaliśmy przy barze i zamawialiśmy nasze ulubione drinki, po czym, stuknęliśmy o siebie szklanki i wypiliśmy wszystko za jednym razem. Skrzywiłam się wywołując śmiech blondyna. Nigdy nie udało mi się przyzwyczaić do smaku alkoholu, dopiero po trzecim czy czwartym drinku przestawałam się krzywić, co bardzo rozbawiało mojego przyjaciela.
-Nie rżyj- walnęłam go w ramię.
-Rżeć może koń- odpowiedział po chwili pokazując mi język. Bardzo dojrzałe zachowanie ze strony dorosłego mężczyzny.
-Ot, co- odpowiedziałam odwracając się do barmana i zamawiając dla nas następną kolejkę.
 Drzwi do baru otworzyły się wpuszczając do środka powiew wiatru, przez, co delikatnie skuliłam się na krześle. Mimochodem spojrzałam w stronę wejścia. Musiałam kilkakrotnie zamrugać, aby zdać sobie sprawę, że to on.
 Podszedł do barmana i przywitał się z nim przyjaźnie, po czym zamówił drinka siadając obok mnie. Byłam pewna, że Rosie coś do mnie mówiła, ale w tej chwili byłam niewrażliwa na jakiekolwiek bodźce.
 Wpatrywałam się w niego jak w obrazek, nie potrafiłam oderwać od niego oczu. Pierwszy raz widziałam go z tak bliska, co było niesamowitym przeżyciem. Wewnątrz mnie toczyła się istna batalia o to czy to, co w tej chwili właściwie robiłam było poprawne. Nie miałam pojęcia. Czułam jak coś mnie do niego przyciąga, jak mój umysł pragnie wchłonąć jak najwięcej informacji o nim, jak rozkoszuję się jego cudownym i miękkim głosem, jak jego widok sprawia, że kręci mi się w głowie.
 Pokręciłam głową próbując wyrwać się z tego stanu. Nie mogłam zapomnieć, że niebywale przystojny mężczyzna siedzący obok mnie to zupełnie obca mi osoba, którą nie powinnam się w ogóle interesować podczas wspólnego wypadu z przyjaciółmi.
 Z trudem odwróciłam się od niego i wróciłam do tak zwanego świata żywych. Moi przyjaciele spojrzeli na mnie, a na ich twarzy zagościły uśmiechy.
-O, księżniczka się obudziła- Niall parsknął śmiechem.
-Pewnie za sprawą tajemniczego księcia- Rosie uniosła jedną brew do góry, a ja miałam ochotę ich wszystkich pozabijać, zamiast czego na moją twarz wstąpił rumieniec.
 Uznałam, że najlepszą taktyką będzie obrócić ich zaczepki w czysty żart. Nie byłam świadoma tego, że tak bezczelnie i bezprecedensowo wpatrywałam się w nieznajomego, że nawet moi przyjaciele to zauważyli.
-Jedynym księciem, który siedzi przy tym stole jest Niall- na twarzy blondyna zagościł szeroki uśmiech, po chwili zaczął przyznawać mi rację, lecz ja przerwałam mu gestem dłoni- Choć w twoim wypadku bardziej skłaniałabym się do księżniczki.
 Rosie zaśmiała się pod nosem przybijając mi piątkę, a Niall posłał nam tylko wrogie spojrzenie mamrocząc coś pod nosem.
 Zaśmiałam się cicho. Nadal nie potrafiłam zignorować faktu, że on siedzi obok mnie i jest w zasięgu mojej dłoni. Starałam się z całych sił zignorować jego obecność, ale chęć spojrzenia na niego była silniejsza.
Mój wzrok spotkał się z jego niesamowitymi oczami.


Ten rozdział nie mogę uznać za udany. Z powodu przerwy w pisaniu i późniejszym brakiem chęci i pomysłów jest on pisany częściami, co na pewno da się zauważyć w jego jakości. Chciałabym obiecać, że to ostatni raz, ale nie mogę. Wracam po miesięcznej przerwie. Dlaczego? Bo szkoła, brak pomysłów. Trudno mi to wyjaśnić. Po prostu postaram się, aby rozdziały pojawiały się w miarę regularnie, ale nic nie obiecuję. A co do spraw organizacyjnych... Jest tego dosyć dużo. Po pierwsze: nowy szablon w którym jestem, po prostu zakochana i za który jeszcze raz baaardzo dziękuje, choć nie wiem czy autorka szablonu to zobaczy ;D. Po drugie nowe zakładki; bohaterowie, zwiastun (za którego wykonanie również bardzo dziękuję!) i informowani, byłoby miło, gdybyście się z nimi zapoznali. Co do informowanych... Pogubiłam się już z listą osób, których mam informować o nowych rozdziałach, więc jeżeli chcesz być informowanym to napisz komentarz z informację jak mogę się z tobą skontaktować. Tyczy się to także osób, które informowałam dotychczas ;). No, to chyba pozostała mi jedna rzecz do omówienia, a mianowicie mój "pomysł". Pomyślałam o założeniu zakładki/aska na którym moglibyście zadawać mi pytania na temat bloga lub jeżeli chcecie coś wiedzieć o mnie. Co o tym sądzicie? :D Jeszcze raz przepraszam za tak długą nieobecność ♥.                 Jeżeli przeczytałeś to zostaw po sobie komentarz. Twoja opinia naprawdę wiele dla mnie znaczy.

 

sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 1

przeczytaj notkę pod rozdziałem

 Wzięłam do rąk kubek z świeżo zaparzoną czarną herbatą, zaciągnęłam się aromatycznym zapachem brązowej cieczy. Usiadłam przy małym stoliku w kuchni stawiając naczynie obok mojej prawej dłoni. Wszystko wskazywało na to, że dzisiejszy dzień wprowadzi coś w moje życie. Czułam to w każdej, najmniejszej komórce mojego ciała.
 Prawdopodobieństwo znalezienia pracy nie mogło być tą zmianą. Byłam pewna, że jest to coś o wiele ważniejszego.
When I was younger
I saw my daddy cry
 Wciąż słyszałam dźwięk gitary i tekst piosenki. Nawet nie pamiętałam jej tytuły. Cały czas mnie prześladowała, niczym blade widmo… Tylko, czego? Nie potrafiłam sobie przypomnieć sytuacji z przeszłości, która mogłaby być jakkolwiek związana z tą piosenką.
And curse at the wind
Broke his own heart
  Nie miałam ojca, zostawił moją matkę. Nawet nie wiedział, że jest w ciąży. Ona wtedy też nie wiedziała. Potem urodziłam się ja, a ona zostawiła mnie na pierwszej lepszej wycieraczce z listem w ozdobnej kopercie.
 Nie lubiłam powracać do tych wspomnień. Nie lubiłam myśleć o mojej biologicznej matce. Moja prawdziwa matka mieszkała na obrzeżach miasta w małym domu rodzinnym, w którym się wychowałam.
And my mom swore that
She would never let herself forget
 Doszło do tego, że zaczęłam wystukiwać rytm tej przeklętej piosenki na kuchennym stole. Upiłam ogromny łyk herbaty parząc sobie język próbując jednocześnie myśleć o wszystkim tylko nie o tej piosenki.
I'd never sing of love
If it does not exist
 Niestety wszystkie próby wyrzucenia utworu z mojej głowy były daremne. On i tak krążył po mojej głowie nie dając mi spokoju i dając mi pretekst do obcięcia sobie głowy. Zacisnęłam mocniej dłoń wokół uchwytu kubka, upiłam ostatni łyk- tym razem ostrożniej i energicznym ruchem wstałam od stolika, aby móc przyszykować się do dzisiejszej rozmowy o pracę.
*
  Gmach organizacji charytatywnej Slice of Heaven z zewnątrz wydawał się surowym i poważnym miejscem, typowym biurowcem, lecz w środku wyglądał zupełnie inaczej, bajecznie. Ściany zdobiły malunki postaci z popularnych bajek, m.in. Kubusia Puchatka, Małej Syrenki lub Myszki Miki, na kanapach ułożono pluszowe zabawki, a podłoga została kolorowymi panelami.
 Wszystko, aby zachęcić dzieci i młodzież do odwiedzania budynek fundacji. Mimo, że miałam dwadzieścia lat na karku rozglądałam się zachwycona po recepcji. Musiałam przyznać, że robiła niesamowite wrażenie.
 Slice of Heaven to organizacja zajmująca się pomocą dzieciom i młodzieży dotkniętych przemocą domową, udało im się już pomóc wielu osobom, w tym mnie. I dlatego właśnie na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, kiedy ujrzałam w gazecie ogłoszenie mówiące o wolnym stanowisku w tej właśnie fundacji.
 Przeglądałam ogłoszenie ponad dziesięć razy, byłam pewna, że spełniam wszystkie warunki, aby przyjęto mnie do pełnienia danej funkcji. Czułam się, jakbym wygrała los w loterii, mimo, że nawet nie umówiłam się jeszcze na rozmowę.
Skierowałam się w stronę recepcji w celu uzyskania informacji gdzie znajduję się biuro prawdopodobnie mojego przyszłego szefa. Za jasnoniebieska ladą siedziała blondynka wyglądająca, na, co najwyżej osiemnaście lat, poprzedzając głośnym westchnięciem numer piętra, na, którym znajdę właściwe pomieszczenia spoglądając na mnie spod długich rzęs.
*
 Biuro domniemanego R. A. Tomlinson znajdowało się na najwyższym piętrze. Od razu nasunęło mi się skojarzenie z księżniczką ukrytą w wierzy czekająca na ratunek księcia z bajki. Zachichotałam na myśl o czterdziestoletnim, łysiejącym mężczyźnie w stroju księżniczki.
 Uspokój się. Nie chcesz wyjść na idiotkę, prawda? – zganiłam samą siebie w myślach.
 Gdy zauważyłam, że winda zaraz znajdzie się na właściwym piętrze ostatni raz rzuciłam wzrokiem na swoje odbicie w lustrze. Ciemne włosy swobodnie opadały na moje plecy. Na twarzy znajdował się delikatny makijaż. Ciemna koszula zapięta pod szyję kontrastowała z jasną, obcisłą spódnicą do połowy ud. Na moich stopach znajdowały się czarne baleriny z szpiczastymi czubkami, ponieważ wstyd się przyznać nigdy nie potrafiłam chodzić na obcasie.
 Pewnym krokiem (a przynajmniej miałam taką nadzieję) wyszłam z windy. Przez nerwy moje dokumenty dosłownie wyślizgiwały mi się z rąk. Byłam przerażona, a jednocześnie naprawdę nakręcona.
 Szybko odkryłam, że drzwi prowadzące do biura to te na końcu korytarza. Na miękkich nogach podbiegłam do nich, po czym kilkakrotnie zapukałam wystukując znany mi rytm. Szlak, znowu ta piosenka.
-Proszę.- odpowiedział głos zza drzwi. Nacisnęłam klamkę i weszłam do ogromnego pomieszczenia.
 Większość ścian została pomalowana na ziemistą zieleń, gdzieniegdzie rozwieszono subtelnie abstrakcyjne obrazy. Naprzeciwko mnie znajdowała się ściana składająca się z tylko i wyłącznie szklanych szyb idealnie prezentująca panoramę miasta. Wokół poustawiano pełno półek na książki dokumenty. Oczywiście w centrum pomieszczenia znajdowało się ogromne biurko.
 Naprzeciwko mnie w obitym, skórzanym fotelu siedział mężczyzna. Niewiele starszy ode mnie. Jego dłonie zostały złączone, a na jego twarzy gościł chytry uśmiech. Nie spuszczał ze mnie wzroku. W tej chwili, mimo, że dzieliły nas około pięciu metrów wydawało mi się, że jest on dalekim wspomnieniem z przeszłości, do której nie chciałam wracać.
-Witaj Charlotte.- wymawiał moje imię powoli, przeciągał każdą sylabę, delektował się moim imieniem.
 Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, ale po chwili zamknęłam je. Kompletnie zabrakło mi słów. Nie wiedziałam, co mam w tej sytuacji zrobić. Po prostu grzecznie mu odpowiedzieć?
 Przez moją głowę przelatywały przeróżne myśli. Pojawiały się tysiące pytań, ale ani jednej odpowiedzi. Kompletnie nie potrafiłam wyjaśnić skąd on się tu wziął. Był osobą, która wiązała się z moją dosyć burzliwą przeszłością, która starałam się z całych sił zapomnieć, lecz ona wracała za każdym razem pod przeróżnymi postaciami.
-Czekałem na ciebie.- zaśmiał się. Bawiła go ta sytuacja. Chciał się mną bawić jak kot, gdy złapie swoją ofiarę. Miał mnie w swoich pazurach, próbował mnie zmusić do próby ucieczki, ataku, czegokolwiek. Chciał, żeby przedstawienie się rozpoczęła.
-Co ty tu robisz?- warknęłam rzucając mu wrogie spojrzenie. Starałam się, aby mój głos brzmiał śmiało, lecz jestem pewna, że wychwycił jak delikatnie drży - Jestem umówiona na spotkanie, z kim innym.
-Z panem Tomlinson’em?- kolejny raz na jego twarz wdarł się chytry uśmieszek- Tak się składa, że jest zajęty i poprosił mnie, abym się z tobą spotkał.
-Dlaczego akurat z tobą?- zmarszczyłam brwi. Czemu spośród tych siedmiu miliardów ludzi na moją drogę cały czas napataczał się on?
-Ponieważ jestem prawą ręką Tomlinson’a.- pochylił się nad wielkim, mahoniowym biurkiem i oparł twarz na dłoniach- Usiądziesz?
 Jego sztuczny i przesłodzony ton sprawiał, że twarz mimowolnie układała mi się w grymas. Mimo to posłusznie usiadłam naprzeciwko mężczyzny. Zależało mi na tej pracy i nie pozwolę, żebym przez tego idiotę miała zaprzepaścić szansę zdobycia jej.
-Czy mogę prosić?- odchrząknął wskazując na teczkę trzymaną w moich dłoniach. Nagle zebrało mu się na poważny i służbowy ton.
-Och… Oczywiście.- wstałam i podałam mu dokumenty, wziął je do rąk delikatnie muskając palcami moją dłoń. Udawał, że ten ruch nie był w żadnym wypadku zamierzony. Ogółem udał, że ignoruje całe zajście wertując z zamyśleniem zawartość mojej teczki. Gdybym go nie znała nabrałabym się.
-Myślę...-drapał swój podbródek w zamyśleniu- że się nadajesz.
 Mimo, że naprawdę chciałam usłyszeć te słowa- zawiodłam się. Nie w ten sposób. Miałam przygotowaną naprawdę świetną wypowiedź na temat tego, dlaczego warto mnie zatrudnić. To wydawało się, zbyt proste.
-Zaraz znajdę umowę…- zaczął przeszukiwać szuflady w biurku, mimo, że rzeczy w nich były starannie ułożone on najwidoczniej miał problem ze znalezieniem tego cholernego świstka.
-Zayn, za przeproszeniem, ale czy ty sobie kurwa ze mnie żartujesz?- te słowa zdawały się nie zrobić na nim najmniejszego wrażenia, nawet nie zaszczycił mnie, choć jednym spojrzeniem
-Nie… Dlaczego bym miał?- nadal uporczywie przeszukiwał wnętrze szuflady. Miałam ochotę go udusić albo pociąć na kawałeczki tępymi nożyczkami.
-Nie spytasz mnie o nic?- westchnęłam. Nie byłam pewna czy on robi sobie ze mnie żarty czy mówi całkiem serio.
-Nie ma takiej potrzeby, twoje CV jest wypełnione wręcz perfekcyjnie i uważam, że mogę cię śmiało przyjąć- Czy to była pochwała?- na okres próbny.
Zapamiętaj Austin- Kiedy wydaje ci się, że Malik jest dla ciebie miły i chwali cię on tak naprawdę ma ochotę wypruć z ciebie resztki poczucia własnej wartości.
-Znalazłem.- na jego twarzy zagościł tryumfalny uśmiech, lecz szybko został zastąpiony poważnym i nic niewyrażającym wyrazem twarzy podobnym do posągu- Podpisz tu i tu- wskazał mi miejsca, w których powinnam złożyć swój podpis.
-Zwolnij trochę.- wzięłam do rąk umowę, rozsiadłam się wygodnie i rozpoczęłam lekturę, co Malik skomentował przeciągłym westchnięciem.
*
 I znowu ta winda. Powoli opuszczało mnie uczucie zdenerwowania zastępowane przez czystą euforię. W głębi czułam też niesmak spowodowany spotkaniem z Zayn’em, ale starałam się zepchnąć to uczucie w jak najdalsze zakątki mojego umysłu.
 Drzwi automatyczne otworzyły się pozwalając mi wydostać się z klaustrofobicznego pomieszczenia. Odetchnęłam z ulgą wychodząc na korytarz.
  Postanowiłam jak najszybciej po wyjściu z gmachu organizacji zadzwonić do Rosie i umówić się z nią na kawę, lecz gdy zadowolona z moich planów chciałam ruszyć w stronę drzwi wyjściowych poczułam przeszywający dreszcz na plecach. Odwróciłam się, a jedyne, co widziałam to zimne niebieskoszare oczy.

Wyobrażałam sobie ten rozdział nieco inaczej... Jednak wszystkie informacje jakie chciałam w nim przekazać przekazałam, więc nie mam zamiaru robić teraz wielkiego wywodu pt.Jak zrąbałam rozdział. Zamiast tego przejdę do ważniejszych rzeczy. Tak naprawdę akcja się jeszcze nie zaczęła, jest jeszcze nudnawo, ale w drugim rozdziale powinno się już coś zacząć dziać. Co do spraw organizacyjnych... Dziękuje za tak miłe przyjęcie prologu! Za komentarze na bloggerze, na twitterze! Wow! Naprawdę nadal jestem podjarana tymi miłymi słowami! Jedyne o co bym prosiła to o zgłoszenie się do informowanych (niedługo pojawi się odpowiednia zakładka) w komentarzu lub na twitterze albo do dodania się do obserwujących. Kilka osób prosiło o informowanie, jedna zaobserwowała bloga, a reszta osób, którzy, po prostu skomentowali prolog zostali przeze mnie poinformowani. Jeżeli nie miałam Was informować to przepraszam (^.^). Kolejna sprawa to ehem... takie małe pytanie. Czy ktoś umie robić zwiastuny? Jakoś zwiastunownie mnie nie zachęcają, nie wiem czemu, a sama nie mam odpowiedniego programu i talentu do zwiastunów, a więc zgłaszam się z prośbą do kogoś kto obydwie te rzeczy posiada. Ktoś pytał też o zakładkę z postaciami... Nie wiem czy ją zrobię, mam swoje wyobrażenie głównej bohaterki, ale nie umiem dokładnie ją zidentyfikować z jakąś postacią, a jak wygląda reszta znaczących postaci powinniście wiedzieć. Na razie zakładki takiej ni będzie, ale może się pojawić. ;) Wow, ale się rozpisałam. Pewnie będzie chaotycznie i niezrozumiale, ale już kończę, bo nikt tego nie przeczyta jeszcze. 
Jeżeli przeczytałeś to zostaw po sobie komentarz. Twoja opinia naprawdę wiele dla mnie znaczy. 

sobota, 22 listopada 2014

Prolog

On mnie szukał, choć o tym nie wiedział. Poszukiwał mnie w tłumie. Mówił wszystkim, że mnie nie potrzebuje. Że życie powiedziało mu, kim naprawdę jestem. Życie to kłamca, krętacz. On czuł się zagubiony, a jego serce było puste. Myślał, że nie ma serca. Słuchał życia, starał się chodzić ścieżkami wyznaczonymi dla niego. Podążał za przeznaczeniem. Jego życie wydawało się ułożone. I wtedy pojawiłam się. Chaos, którego potrzebował. Dłoń, która otworzyła mu oczy. Prawdziwy uśmiech, który zagościł na jego twarzy. Wypełniłam pustą przestrzeń w jego sercu. Niestety życie jest pełne zazdrości. Chce nas rozdzielić. Boję się życia.

-Znalazłeś mnie.- dotknęłam jego twarzy, była pokryta kilkudniowym zarostem. Był zmęczony życiem, tą ciągłą walką. Walką o nas.
-Znalazłem mój skarb.-uśmiechnął się. Miał najcudowniejszy uśmiech na świecie. Dotknęłam opuszkami palców jego ust. Zdałam sobie sprawę, że przez cały czas trzyma mnie na rękach.
 Odsunął moją dłoń, pozwolił mi swobodnie stanąć na ziemi i obiema rękoma objął moją twarz. Mój wzrok padał na jego różowe usta i pełne miłości szaroniebieskie oczy. Boże, jak ja go kocham.
 Pocałował mnie, a wszystkie uczucia, jakimi go darzyłam nasiliły się. Uderzyły mnie ze zdwojoną siłą powodując falę przyjemnych iskier przechodzących przez nasze ciała. Zdjęłam z twarzy maskę i rzuciłam ją na ziemię. Nareszcie mieliśmy pięć minut, aby się sobą nacieszyć i wykorzystywaliśmy je w stu procentach.
 Pieścił delikatnie moją twarz swoimi dłońmi. Całował z niesamowitą precyzją, romantyzmem. Ten pocałunek był o wiele bardziej intymny, niż wszystkie inne. Był formą przysięgi.
 Oderwał na chwilę swoje usta od moich, zaczerpnął głęboki oddech i gładząc jednocześnie moje poliki posłał mi uśmiech.

-Co do cholery.- nasze twarze zwróciły się w stronę drzwi. Przełknęłam głęboko ślinę patrząc na osobę stojącą w nich.

Pomysł na opowiadanie wpadł mi do głowy zupełnie spontanicznie, tak naprawdę, po prostu spisałam to, co wpadło mi do głowy i efektem jest ten prolog. Mam nadzieję, że chociaż ktoś go przeczyta i może zostanie tu na dłużej. Muszę się przyznać, że jestem osobą o słomianym zapale i brakiem motywacji, więc jeżeli nie będę miała jakiejkolwiek zachęty z waszej strony pewnie usunę bloga. Miałam już tryliard blogów, ale po jakimś czasie w końcu dawały się we znak brak motywacji i weny. Mam nadzieję, że z tym opowiadaniem będzie inaczej. Jeżeli macie jakieś pytania to śmiało pytajcie w komentarzach. :)
PS. Umie ktoś robić zwiastuny?
Jeżeli przeczytałeś to zostaw po sobie komentarz. Twoja opinia naprawdę wiele dla mnie znaczy.